Globalizacja postępuje i nikt już temu nie jest w stanie zaprzeczyć. Staje się ona faktem. W dalszym ciągu jednak, czy przyjmiemy to do wiadomości, czy też nie, żyjemy w społeczeństwie niejednorodnym, nawet jeżeli jest to społeczeństwo jednonarodowe. Ale patrząc szerzej, można zauważyć, iż na naszym globie, wciąż po prostu wrze. Osobiście już spotykamy ludzi wyznających odmienne poglądy, wartości i religię, mających inny kolor skóry i zachowujących się, przynajmniej dla nas, w sposób co najmniej „dziwny”. Są to „ludzie innej (obcej) kultury”. W jaki sposób się wobec nich zachowywać? Czy próbować przekonać ich do własnej kultury, czy też pozwolić kultywować im własne zwyczaje, wartości i zachowania? A co w przypadku gdy „nasza” kultura i jej wartości wchodzą w konflikt z „ich” kulturą i wartościami? Rozwiązanie problemu nie jest oczywiste i proste, a w ostatnich czasach, kwestia porozumienia się z innymi stała się nader paląca.
Wojciech Burszta w swojej książce „Świat jako więzienie kultury” bardzo obrazowo opisuje problemy związane z wielokulturowością i ideologią multikulturalizmu. Zauważa też, że antropolodzy, jako „koneserzy różnorodności”, zawsze będą nas przekonywać i namawiać aby taki stan utrzymywał się na świecie jak najdłużej, a najlepiej na zawsze. I wcale nie chodzi im wyłącznie o stroje, tańce czy też zwyczaje. Antropologom zależy na trwaniu całych kultur w ich niezmienionym i pełnym kształcie. Jednak w dobie postępującej globalizacji nie jest to możliwe. Aby zadowolić antropologów trzeba by chyba utworzyć ogromną ilość rezerwatów, na wzór tych indiańskich z USA i Kanady i tam umieścić całe społeczności, na dodatek odcinając ich od świata. Czy na pewno o to chodzi antropologom? Nie da się już w dzisiejszym czasie zrobić takich rzeczy. Po pierwsze, nie ma miejsca na to, po drugie, sami przedstawiciele poszczególnych kultur na to się nie zgodzą. Stanowisko antropologów coraz bardziej przypomina stanowisko starego muzealnika, który ze wzruszeniem wspomina czasy wczesnych Słowian. Taki zwrot nie jest już możliwy, chociażby ze względu na to, że pewne wzorce kulturowe tworzyły się z powodu trudnego życia ludzi w dawnych czasach. Dzisiejsze osiągnięcia techniki znacznie ułatwiły nam życie, jednocześnie uzależniając nas od ich stosowania. W związku z tym, nie ma możliwości aby wciąż nakazywać uprawiania swojej kultury w ten sam sposób co kiedyś. Każde nowe wpływy zewnętrze zanieczyszczają kulturę źródłową, niszczą podstawy jej działania i wartości. Każdy z nas z łatwością przyzwyczai się do wygód, ale potem, do trudniejszych warunków życia, nie będzie chciał już wrócić. Dlatego też kultury bardziej uprzemysłowione, bardziej rozwinięte technicznie wpływają na kultury prymitywniejsze, nie zaopatrzone w te udogodnienia. Łatwo jest kusić dobrobytem.
Obserwując to co dzieje się na świecie, a w szczególności zmiany we własnej kulturze, możemy określić kierunek ich metamorfozy. Przyjrzyjmy się na początek naszej kulturze. Wszędobylskie anglicyzmy, które są powszechnie już stosowane w języku polskim, coraz huczniej obchodzone święto Walentynek, a nawet powolna zamiana Święta Zmarłych na Halloween, świadczą o jednoliceniu się kultur, czyli o ciągłym i to nawet dosyć szybkim dążeniu do monokultury. Można sobie więc, już teraz, wyobrazić świat, gdzie na całym globie będą te same święta, obchodzone w ten sam sposób, ludzie będą to samo jedli, to samo pili i tak samo bawili się na dancingach i dyskotekach. Będą słuchali tej samej muzyki, oglądali te same filmy, programy rozrywkowe i żyli tymi samymi problemami. Ostatnie doniesienia o tym, iż w Chinach coraz większą popularność zdobywa nasze Boże Narodzenie, jest ukoronowaniem tej tezy. Czy aby na pewno chcemy takiego świata? To właśnie przed takim światem ostrzegają nas antropolodzy. A może to właśnie będzie już raj na ziemi?
Istnienie świata wielokulturowego wiąże się z tak wielką liczbą problemów, że na dłuższą metę nie ma takiej możliwości aby mógł on przetrwać w pokoju. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że różne kultury wiążą się z wyznawaniem różnych wartości, bardzo często całkowicie ze sobą niezgodnych. Chcąc współistnieć, muszą one przystosować się, z czegoś zrezygnować a coś innego przyjąć. Niestety, nie zawsze jest to możliwe. Bardzo dobrze było to widoczne we Francji w zeszłym roku, gdy nastąpiło tam zderzenie kultury zachodnioeuropejskiej, ze swoimi wartościami, z kulturą cygańską, ze swoimi, zupełnie innymi. Oczywiście cały problem trwał już od dłuższego czasu, ale dopiero w zeszłym roku Francuzi postanowili usunąć osadników ze swojego kraju. Zgodnie z ideą multikulturalizmu, powinni wypracować jakieś metody współżycia, dogadać się. Niestety w tym przypadku nie udało się to. Nie ma się tak naprawdę, co dziwić, że współpraca się nie udała. Francuzi nie godzili się na styl życia, który uprawiali Cyganie, okradając ich, doprowadzając do małżeństw nieletnich itp. A taki styl życia jest jak najbardziej naturalny dla kultury cygańskiej. Jak pogodzić kulturę, która zgadza się na małżeństwa czternastolatek i kulturę, która uważa to za pedofilię zagrożoną bardzo wysokimi karami? Albo jedna, albo druga kultura musi zrezygnować ze swoich wartości. Nie ma innego wyjścia. Ale która to miałaby zrobić? Czy Francuzi mieliby zgodzić się na współżycie z nieletnimi, czy też Cyganie mieliby tego zabronić? Ani jedni ani drudzy się na to (przynajmniej na razie) nie zgodzą. Jedyną metodą na zgodę, jest to co dzieje się na świecie, a o czym pisałem już wcześniej – dążenie do monokultury.
O problemie, który poruszyłem pisze też Małgorzata Maciejewska w bardzo ciekawym artykule „Czy się porozumiemy? Etyka w dobie różnorodności” z czasopisma Etyka 39, 2006. Nie zgadzam się jednak z jej tezą, że aby mogło dojść do porozumienia pomiędzy kulturami, kultura zachodnia powinna zrezygnować z roszczeń do uniwersalności a ogólne reguły powinno zamienić się na pełną kazuistykę. Po pierwsze, nie jest to możliwe, po drugie, jeżeli pewne nasze wartości uważamy za niepodważalne, to nie jesteśmy w stanie z niech zrezygnować. Na przykład, czy typowy przedstawiciel kultury zachodnioeuropejskiej byłby w stanie zrezygnować z jednej z najważniejszej wartości, na której zbudowana jest ta kultura – na prawie do własnej, indywidualnej wolności? Wydaje się to zupełnie niemożliwe. Wręcz każdy przedstawiciel tej kultury będzie głosił tą wartość zawsze i wszędzie, a nawet przekonywał innych, aby też ją przyjęli jako własną.
Na zakończenie chciałbym nawiązać do pewnego ciekawego zachowania kulturowego, które możemy zaobserwować na przykładzie kanadyjskiego Quebecu. Stanowi temu przyznano specjalne prawa, gdzie nie wysyła się dzieci do szkół angielskojęzycznych, większe firmy muszą być prowadzone jedynie w języku francuskim, podobnie jak wszelkie ogłoszenia, komunikaty i szyldy. Urzędowym językiem jest właśnie francuski.
Przykład Quebecu uważam za pewien wyjątek, możliwy do zastosowania jedynie w takim państwie jak Kanada lub Stany Zjednoczone. Przenieśmy to jednak na polskie realia. Czy zgodzilibyśmy się na to, aby Ślązacy wprowadzili u siebie pewną autonomię i wprowadzili język urzędowy niemiecki? Na dodatek wszystkie ogłoszenia, komunikaty i szyldy miałyby być po niemiecku. Przecież w takim przypadku, łatwo można by się domyśleć, iż w niedługim czasie taka prowincja, odłączy się od Polski i przyłączy do Niemiec. W Kanadzie to nie grozi. Jest ona daleko od Francji i taki eksperyment jest możliwy. Jak na razie, oba referenda w sprawie pełnej niepodległości zostały jednak przegrane.
Powyższy eksperyment jest też możliwy z tego powodu, że obie te kultury wcale nie różnią się od siebie w większy sposób. Wszystkie główne wartości mają podobne. Co jednak będzie, jeżeli te wartości będą się różnić w sposób znaczny, tak jak we wcześniej podanym przykładzie Francji i Cyganów? Nie wierzę w to, aby którekolwiek państwo wyznające zachodnie ideały zgodziłoby się na taką niezależność kulturze Azteków i na składanie ofiar z ludzi.
Podsumowując, uważam, iż nie ma możliwości doprowadzenia do pełnej i zgodnej, bezproblemowej i przyjaznej wielokulturowości. W pewnym zakresie możliwość taka byłaby możliwa, pod warunkiem, iż różnice aksjologiczne nie byłyby zbyt wielkie. Antropolodzy niestety muszą się z tym pogodzić, iż ich zawód jest na liście zawodów zagrożonych wyginięciem. Jak to już nastąpi, powstanie jednak monokultura i zakończą się wszelkie spory.
Czy jest to jednak możliwe? W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a człowiek nie lubi nudy.